Beata Kustra: Który raz jesteś w Rzeszowie?
Seb Majewski: Drugi. Pierwszy raz byłem z Akropolis w reżyserii Łukasza Twarkowskiego. Mieliśmy wtedy trochę problemów, ponieważ musieliśmy Dużą Scenę Starego Teatru zmieścić na Dużej Scenie Teatru im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, która jest głęboka, ale wąska. Długo wciskaliśmy w nią olbrzymi kontener, w którym Małgorzata Hajewska – Krzysztofik mówiła swój fantastyczny monolog. Ale te wysiłki się opłaciły. Łukasz dostał nagrodę za ten spektakl.
BK: To była pierwsza edycja Festiwalu Nowego Teatru?
SM: Tak.
BK: Wracasz teraz po dwóch latach i widzisz jakąś perspektywę rozwoju tego festiwalu? Uważasz, że w mieście jakim jest Rzeszów ten festiwal ma potencjał? Mam na myśli również szanse zaistnienia na mapie festiwali, które odbywają się w Polsce.
SM: Myślę, że ważne jest, aby ten festiwal emancypował nowy teatr. Mam na myśli wzmocnienie tego teatru teorią i postawami krytycznymi, podkreślaniem na płaszczyźnie teoretycznej, że zmiany w teatrze nie są fanaberiami reżyserów, ale odpowiedzią na to, co się dzieje na świecie, jak się on zmienia, na tempo tych zmian. W tym świetle ważnym staje się pytanie o to jak media elektroniczne nas organizują i jak to wszystko przenieść i zainstalować w teatrze, tworząc w nim de facto spektakle realistyczne {bo bliskie rzeczywistości}. Myślę również, że festiwal w Rzeszowie to platforma spotkań podobnie myślących twórców oraz przeglądających się w sobie spektakli powstałych niezależnie {albo i nie} w różnych ośrodkach. Warto jest nas spotkać, skonfrontować i zobaczyć, co nas inspiruje, a co ogranicza: miejsce, organizator, instytucja, zespół czy widzowie. Co zaś do twojego pytania, czy Rzeszów jest dobrym miejscem na taki festiwal, mogę odpowiedzieć tylko w jeden sposób, tak. Tak jak każde miejsce w Polsce Rzeszów zasługuje na interesujący i być może trudny ale ważny festiwal. A czy mieszkańcy z tego skorzystają czy to odrzucą – jest już ich indywidualnym wyborem.
BK: Czyli forma tego festiwalu, oscylująca między spektaklami konkursowymi i wydarzeniami towarzyszącymi – w których ty też teraz brałeś udział – takimi jak debaty, nasz blog festiwalowy z ramienia Didaskaliów, gazetka festiwalowa – to wszystko ci się zgadza? Dla ciebie ta formuła jest dobra i uważasz, że pod tym względem ten festiwal jest wartościowy?
SM: Formuła jest – ok. Ale można ją byłoby uzupełnić o wątek dotyczący organizacji życia teatralnego. W jakich warunkach organizacyjnych, finansowych, społecznych i politycznych powstają spektakle. Jakiej wymagają przestrzeni twórczej i instytucjonalnej. Jakiej gotowości i otwartości. Jakiej elastyczności. Wreszcie jakiej odwagi.
BK: Używasz sformułowania „nowy teatr”. Scharakteryzuj czym on jest dla ciebie?
SM: Nowy teatr nie zgadza się z powszechnymi oczekiwaniami widzów wobec teatru czyli nie odpowiada za jakość wypełniania czasu wolnego. Przychodząc do teatru pewna grupa widzów ma jasne i ugruntowane oczekiwania tak konkretne jak wobec kawiarni, restauracji czy ogrodu zoologicznego. Nowy teatr tę pewność narusza, nawet za cenę utraty sympatii. Osobiście wolę uprawiać teatr niesympatyczny niż teatr milusiński.
BK: Mam takie wrażenie, że ty to właśnie robisz. Obserwując spektakle, które robiłeś w Krakowie i te powstałe w Łodzi, uważam, że twój teatr to kompilacją słowa, ruchu, muzyki i mediów. Powiedź czym dla ciebie są te nowe media? To tylko ekrany, jakieś zapośredniczenia, wytrącenie z czasu „rzeczywistego” przedstawienia, czy może rozumiesz to inaczej? Bo jednak twoje spektakle, na różnych etapach pracy, korzystają z nowych mediów. Dla ciebie więc media są w pewnym stopniu jakąś kategorią, która musi się znaleźć w tekście? Dla ciebie to jest na tyle ważne, że zawsze chcesz z tego korzystać, czy jest to taki automatyczny byt, który nie musi się pojawić, ale dobrze jak jest?
SM: Osobiście nowe media to dla mnie przed wszystkim nowa wyobraźnia. Żadna kalkulacja, ani moda, ani strategia. Kiedy Krzysztof Garbaczewski powoływał w Wałbrzychu Gwiazdę Śmierci nie kazałem mu korzystać z mediów elektronicznych, ze społecznościowych komunikatorów albo z informatycznej, zero – jedynkowej narracji. Kamery, kamerki przemysłowe, mikrofony, projekcja live – wszystko to było owocem dzikiej wyobraźni Krzysztofa. A ja odpowiedziałem na nią, wraz z Danutą Marosz, zakupieniem kamer, mikrofonów, jarzeniówek a aktorzy odpowiedzieli gotowością uczenia się nowego języka teatru, gotowością pozbycia się tradycyjnego warsztatu i tradycyjnego pokazywania się widzom na rzecz instalowania się w sytuacjach, technicznego obsługiwania kolejnych scen, pozbycia się ego na rzecz techno. Myśląc o nowych mediach jako o nowej wyobraźni nie wiem jak będą one wykorzystywane pojutrze, bo nie wiem, co ludzie pojutrze będą mieli w głowach. Ale to mnie cholernie interesuje. Obserwuje z przyjemnością jak twórcy przestają traktować nowe media jak atrakcyjny gadżet a przekładają je na sposoby opowiadania, dramaturgię. Słowem wykorzystują treści pozostawiając formy tym którzy jeszcze myślą, że jest powrót do teatru malowania słowem.
BK: Czyli teatr, który tworzysz, bardzo mocno czerpie ze współczesnego świata i ze sposobu w jaki młodzi ludzie się porozumiewają.
SM: Teatr, który tworzę ma też różne dynamiki i stawia mnie wobec innych zadań. W Łodzi, w której teraz pracuję, najważniejsze wydaje mi się oswojenie zespołu z nowym językiem teatralnym a realizatorom, których zapraszam chcę oferować warunki higienicznej, dobrej i twórczej pracy. Nigdy nie stawiam się na pozycji wszystkowiedzącego, co w teatrach – instytucjach potrafi być trudne, bo zespoły wymagają często od dyrektorów arbitralnych rozwiązań w każdej sprawie. Ja nigdy nie chciałbym tak siebie postrzegać. Zapraszam widzów i siebie do głowy Agnieszki Olsten, Pawła Świątka, Wojtka Farugi, Dominiki Knapik, Michała Borczucha czy Wiktorem Rubinem, że wymienię tylko tych, bo w tych głowach czeka na nas niesamowita przygoda, opowiedziana językiem, który różnie podchodzi do mediów, w różnym stopniu je wykorzystuje ale zawsze stara się zbliżyć do granic naszego bezpieczeństwa a niejednokrotnie je przekracza.
BK: Czy ty, także biorąc pod uwagę tą nowomiedzialnośc o której mówisz, jesteś w stanie wyznaczyć jakąś linię repertuarową albo linię rozwoju od swoich pierwszych spektakli do miejsca, w którym jesteś teraz?
SM: Jak zaczynałem to byłem bardziej odważny. Teraz trochę się powstrzymuję. Kiedyś miałem arogancki gest i wydawało mi się, że aktor jest tylko przekaźnikiem treści. Dzisiaj myśląc o aktorach zastanawiam się czy dostają zadania na miarę swojego talentu, doświadczenia i oczekiwań. Czytałem w Notatniku Teatralnym rozmowę z Krzysztofem Zawadzkim, który jest fantastycznym aktorem a w tej rozmowie przypomniał o swojej, trudnej pracy w spektaklu Pocztem królów polskich, w którym mówi okropnie długi monolog Superpiasta napisany przeze mnie, że tak skromnie wspomnę. Jestem przekonany, że gdyby nie talent Krzysztofa, jego wrażliwość i niezwykły warsztat aktorski cały ten monolog, jego forma literacka i sceniczna, byłby nieznośnym ciągiem słów i obrazów. Ten przykład jest dla mnie modelowy, bo pokazuje, że jakiekolwiek nowe media bez świadomego aktora będą absolutnie niczym. Ale na całe szczęście jest coraz więcej aktorów, którzy potrafią w ten świat odważnie, świadomie i twórczo wejść.